czwartek, 14 kwietnia 2011

Czy i jak grać na ścianie?

Wstęp

Ściana tenisowa to najlepszy przyjaciel tenisisty. Niestety, wielu tenisistów-amatorów (i - o zgrozo! - trenerów) traktuje ją lekceważąco, jako zabawkę dla początkujących. Trudno o większą pomyłkę. Dla amatora to pomyłka tym bardziej bolesna, że ściana tenisowa jest najtańszą formą uprawiania tenisa. Co więcej, jest tym rodzajem aktywności tenisowej, który możemy uprawiać na świeżym powietrzu bardzo długo - przy łaskawych zimach nawet przez cały rok.

Ściana to miejsce, gdzie na spokojnie można przemyśleć sens poszczególnych ruchów, dopracować je i utrwalić. Tu mamy czas, przeciwnik nas nie naciska, jesteśmy sami ze sobą i swoim problemem. Ale ściana nie jest miejscem dla każdego. Z pewnością nie dla tych, którzy są przyzwyczajeni jedynie do ślepego postępowania według instrukcji trenera. Tu trzeba myśleć, pracować nie tylko nad stroną fizyczną tenisa, ale i mentalną. Umiejętność uważnej samoobserwacji to podstawowa cecha, nad wypracowaniem której należy pracować na ścianie. Technika, wbrew pozorom, jest na drugim miejscu. Jeśli nie umiesz obserwować siebie, skończysz pacając 50 razy piłkę w to samo miejsce, bez żadnej poprawy techniki (choć może wypracujesz pewną regularność). Są osoby, które takie osiągnięcie usatysfakcjonuje. Nie wiedzą nawet, że wykorzystują w ten sposób niewielki ułamek możliwości, jaki oferuje gra na ścianie.

Jak ćwiczyć? Szkoły są różne, jak choćby owe wspomniane 50 uderzeń pod rząd w ten sam punkt. Jestem przeciwnikiem takiej szkoły. Dlaczego? Kiedy ostatnio podczas gry zdarzyło się wam wykonać w jednej wymianie 50 forehandów pod rząd, stojąc praktycznie w miejscu? No dobrze, kiedy zdarzyło się wam wykonać ich 10 pod rząd bez poruszania się? 5? No właśnie.

Ćwiczyć na ścianie należy tak, jak się gra. Wymuszać ruch, różnorodność rotacji i siły uderzeń. Zastanówmy się bowiem, co tenisista ma z tego, że potrafi zagrać 20 topspinów forehandowych pod rząd, skoro nie potrafi przepleść ich czopem czy slajsem, bo natychmiast śle piłkę w aut? Nie jest sztuką w tenisie uderzyć 30 razy pod rząd w ten sam sposób w ten sam punkt z tego samego miejsca. Sztuką jest zagrać długi topspinowy forehand, poprawić ciasnym odwrotnym krosem backhandowym, skontrować forehandem w dobiegu, odegrać atakującym slajsem i zakończyć piłkę wolejem. Innymi słowy, sztuką jest umieć przeplatać uderzenia zgodnie z własnymi intencjami, a nie intencjami przeciwnika.

I tak właśnie należy grać na ścianie. Należy stosować krótkie serie kilku-kilkunastu uderzeń, potem je przeplatać, co chwilę zmieniać rodzaje ćwiczeń. Gra na ścianie ma być wszechstronna, atrakcyjna, wymagająca. Nie ma być idiotycznym waleniem w jeden punkt, bo coś takiego w normalnej grze tenisowej po prostu nie występuje i utrwalanie takich nawyków ruchowych nie ma nic wspólnego z grą na korcie.

Jak zaczynać grę na ścianie? Od delikatnych, najlepiej pojedynczych uderzeń. Uderzenie, złapanie piłki, powtórka. Z forehandu, potem z backhandu, potem na przemian. Dopiero po kilku minutach należy zwiększyć siłę uderzeń i zacząć realizować różne typy ćwiczeń.

Poniżej zamieszczam (niepełną) listę ćwiczeń, które można wykonywać na ścianie. Sesje powinny różnić się między sobą w zależności od tego, który aspekt gry w danym momencie chcemy przećwiczyć. Niektóre ćwiczenia można wykonywać wówczas dłużej, z jeszcze innych - w ogóle zrezygnować.

Ćwiczenia

1. Opuszczamy piłkę, czekamy aż się odbije i uderzamy ją poprawnym uderzeniem forehandowym (lub backhandowym) wybranego typu (topspin, lift, slajs, czop, płaski) - zależnie od tego, co ćwiczmy. Gdy piłka odbije się od ściany, łapiemy ją w rękę i powtarzamy ćwiczenie. W ten sposób ćwiczymy wprowadzanie piłki do gry, uderzanie martwej piłki i podstawową motorykę. Kontrolowane warunki ćwiczenia zapewniają wysoką powtarzalność ruchu, co sprzyja wyrobieniu sobie podstawowych nawyków.

2. Wprowadzamy piłkę jak w ćwiczeniu 1 (po koźle) uderzeniem forehandowym, tak aby leciała na backhand. Wykonujemy następnie uderzenie backhandowe, po czym łapiemy piłkę i powtarzamy sekwencję. Ćwiczenie pozwala dopracować uderzanie piłki z backhandu w bardziej realistycznej sytuacji (ale i bardziej wymagającej) niż ćwiczenie 1, gdyż wymaga szybszej zmiany pozycji. Jeśli chcemy ćwiczyć forehand, wprowadzamy piłkę po koźle uderzeniem backhandowym.

3. Niekiedy warto spróbować tradycyjnych wielu powtórzeń forehandu/backhandu. Wersje dowolne: odbijamy jednym rodzajem uderzenia (np. tylko topspin) lub mieszamy je (lift, topspin, slajs, czop itp., zależnie od sytuacji). Możemy sobie ustalić liczbę odbić, jaką zamierzamy wykonać, ale równie dobrze możemy przerwać w chwili, gdy uznamy to za stosowne.

4. Stajemy pod ścianą w odległości odpowiadającej odległości linii serwisowej od siatki i wykonujemy serie delikatnych topspinów (forehandowych, backhandowych lub wymiennie). Założenie jest takie, że główka rakiety musi poruszać się z pełną prędkością, lecz cała jej energia idzie wyłącznie w rotację piłki. Piłka powinna być uderzona na tyle delikatnie, aby po odbiciu od ściany odbiła się od podłoża przed nami, a więc w domyślnym karze serwisowym. To jedno z najlepszych ćwiczeń gry topspinowej, wyśmienicie wyrabia pracę przedramieniem i timing. Uwaga: ćwiczenie nie nadaje się dla osób, które grają archaicznym topspinem, nadawanym ruchem całego ramienia (tu trzeba grać wyłącznie przedramieniem!).

5. Gdy rozgrzejemy się ćwiczeniem 4, możemy stanąć krok czy dwa dalej od ściany (wciąż w odległości odpowiadającej półkortowi) i zacząć grać bardzo silne półwoleje. Piłka powinna odbijać się od podłoża tuż przed stopami. Ćwiczenie wymusza ogromną prędkość ręki i ekstremalnie szybką pracę nóg. Wyłącznie dla tych, którzy na niejednej ścianie piłkę zdzierali - praca nóg jest tak szybka, że osoba niewprawiona może zrobić sobie krzywdę.

6. Ćwiczymy serwisy. Stajemy przed ścianą w odległości odpowiadającej odległości z linii końcowej kortu do siatki i wykonujemy uderzenie serwisowe. Po serwisie nie odbijamy piłki wracającej od ściany, tylko ją łapiemy (chodzi o to, aby utrwalać tylko jeden mechanizm ruchowy).

7. Ćwiczymy pracę nóg do akcji serw & wolej. Wykonujemy serwis wychodzący na zewnątrz, a więc pod kątem, taki, abyśmy idąc ku ścianie nie wpadali na piłkę. Po uderzeniu piłki robimy krok lub dwa (w tym czasie piłka nas mija - nie przejmujemy się, w normalnych warunkach byłaby na połowie kortu przeciwnika), wykonujemy naskok, po czym symulujemy wybicie do woleja forehandowego lub backhandowego, zakończone wykonaniem pustego uderzenia. Następnie wracamy po piłkę i powtarzamy całą procedurę. To ćwiczenie wykonuje się przyjemnie na ścianach, które mają plac zamknięty ogrodzeniem i nie trzeba chodzić kilometry po piłkę.

8. Stajemy przed ścianą w odległości odpowiadającej półkortowi. Wykonujemy serie delikatnych wolejów statycznych (a więc granych nie z dojścia, tylko ze statycznej pozycji; takie woleje zazwyczaj gra się w wymianach deblowych przy siatce). Trenujemy woleje forehandowe, backhandowe lub mieszane - zależnie od tego, co chcemy przećwiczyć. Uwaga! Ściana wypacza woleje statyczne, gdyż aby zapewnić ciągłość wolejowania, musimy grać "pod górę". Dlatego podczas tego ćwiczenia piłka powinna być uderzana w miarę delikatnie. Warto zaznaczyć, że ćwiczenie pozwala się oswoić także z zagraniami niestandardowymi, np. z odbiciami rakietą między nogami (statycznie lub w podskoku) bądź z odbiciami backhadowymi rakietą odprowadzaną z forehandu za plecy - to efektowny i naturalny produkt uboczny tego ćwiczenia.

9. Ćwiczymy woleje z dobiegu. Stajemy w odległości odpowiadające półkortowi i wprowadzamy piłkę do gry w taki sposób, aby przed kontaktem ze ścianą odbiła się od podłoża. Jej lot po odbiciu od ściany powinien przypominać lot średnio wysokiej piłki lecącej (zależnie od tego, który wolej chcemy ćwiczyć) na forehand lub backhand. Dobiegamy, odpowiednio ustawiamy się, uderzamy, hamujemy krokiem przestawnym. Staramy się złapać piłkę, po czym wracamy i powtarzamy ćwiczenie.

10. Stajemy w "półkorcie", ale bliżej linii końcowej. Silnym uderzeniem ścinającym, przypominającym serwis, uderzamy piłkę tak, aby odbiła się najpierw od podłoża, a następnie od ściany. Wówczas wróci wysokim lobem - smeczujemy go tak, aby kozioł był przed ścianą i aby piłka ponownie wróciła lobem. Tym razem nie łapiemy piłki, lecz odbijamy ją w ten sposób do skutku, smeczując ile się da. Można tak ćwiczyć smecze forehandowe, backhandowe i naprzemienne. Pozytywnym efektem tego ćwiczenia jest to, że gdy w meczu otrzymamy loba na backhand, nie umieramy z wrażenia, tylko odbijamy. Bo umiemy.

11. Ćwiczymy hot doga z martwej piłki. Stajemy w półkorcie, odwracamy się tyłem do ściany, opuszczamy piłkę tuż przed sobą, czekamy, aż się odbije. Gdy po drugim koźle zacznie opadać, nabiegamy na nią i uderzamy między nogami, w chwili, gdy jest tuż nad ziemią. Osoby niewprawione powinny wykonywać to ćwiczenie z pewną, ekhm, delikatnością.

12. Stajemy "w półkorcie", odbijamy piłkę jak w ćwiczeniu 10, ale w taki sposób, aby lob był wolniejszy, nie za wysoki i na tyle długi, żeby przeleciał nad nami. Pozwalamy piłce nas minąć, odwracamy się za nią, nabiegamy i odbijamy tyłem do ściany, między nogami (hot dog dynamiczny). Uwaga - loby po odbiciu od ściany nie są lobami, które optymalnie nadają się do grania hot doga, gdyż tor lotu piłki po odbiciu jest bardziej pionowy. Trzeba więc ćwiczyć tylko dwa elementy hot doga: moment odbicia piłki tuż nad ziemią i kontrolę kierunku lotu piłki (oraz to, czy przechodzi nad "siatką").

13. Jednym z najlepszych ćwiczeń jest zabawa w bardzo delikatne odbijanie piłki. Stajemy tuż przy ścianie, tak blisko, aby móc ją dotknąć rakietą trzymaną w wyciągniętej przed siebie ręce. Delikatnie odbijamy piłkę kilka razy, jakbyśmy ledwo przerzucali ją nad siatką; piłce zawsze pozwalamy opaść na ziemię, nie gramy wolejów! Do każdego uderzenia schodzimy bardzo nisko w nogach. Po paru takich odbiciach wprowadzamy modyfikację: nie odbijamy piłki na wprost, lecz tak, aby odbijała się pod dużymi kątami. Nadal uderzamy ją bardzo lekko - i biegamy wzdłuż całej długości ściany ile bozia w płucach dała. Znakomite ćwiczenie, rzadko wykonywane przez zawodników grających na ścianie. Świetnie wyrabia pracę nóg i czucie delikatnych piłek. Warunek: gonimy się po odcinkach odpowiadających szerokości kortu, z lewa na prawo i z powrotem, aż padniemy pyskiem na twarz. Po czym wstajemy i powtarzamy - chyba że nie mamy sił wstać...

14. Dynamicznie w czasie gry zmieniamy zasady odbijania: raz odbijamy po jednym koźle, innym razem - po dwóch. Uwaga: decyzję o sposobie odbicia piłki podejmujemy w chwili uderzenia piłki poprzedniej. W ten sposób wymuszamy na sobie pracę nóg: musimy dobiegać do piłek granych po jednym odbiciu i cofać się do piłek granych po dwóch odbiciach.

15. Stajemy w narożniku placu, spuszczamy piłkę i odbijamy ją krosem o dużej rotacji, tak aby odbiła się od środka ściany i potoczyła w przeciwny narożnik placu. Piłki nie gonimy, idziemy po nią spacerkiem i powtarzamy ćwiczenie. Idealna sprawa pod koniec sesji na ścianie, gdy jesteśmy zmęczeni, a chcemy poćwiczyć ciasne rotowane krosy.

16. To ćwiczenie jest rozbudowaną i bardziej realistyczną wersją ćwiczenia 15. Potrzebna będzie ściana o szerokości kortu (lub szersza), najlepiej z zaznaczonym środkiem. Ćwiczenie opiszę dla krosów backhandowych. Ustawiamy się "na linii końcowej" na wysokości połowy "kara" backhandowego i wprowadzamy piłkę po koźle forehandem, uderzając ją tak, aby poleciała na backhand (czyli aby wyrzucała nas z placu). Dobiegamy i odgrywamy ciasnym krosem backhandowym z dużą rotacją topspinową. Piłka powinna odbić się w okolicach środka ściany lub - lżejsza i mocniej rotowana - na połowie forehandowej. Ponieważ tak uderzonej piłki nie da się już odbić, po każdej sekwencji mamy zapewnioną chwilę spaceru. Wracamy z piłką, powtarzamy ćwiczenie. Możemy je nieco zmodyfikować, rozpoczynając nie na wysokości połowy kara, a na wysokości połowy "kortu". Po odbiciu forehandem piłka leci wtedy na backhand pod większym kątem, co lepiej symuluje uderzenie przez przeciwnika po krosie. W analogiczny sposób można ćwiczyć krosy forehandowe - zaczynamy stojąc w karze forehandowym i wprowadzając piłkę backhandem na swój forehand.

17. Wymyślamy sobie przeciwnika i toczymy z nim walkę. Nie wykonujemy odbić treningowych, gramy normalny tenis, w którym podejmujemy decyzje taktyczne. Backhand z dobiegu? Odgrywamy po krosie, aby ledwo zdążyć wrócić i zagrać forehand wzdłuż linii, poprawiony zaraz krosem. Krótsza piłka? Kończymy z całych sił topspinem, o którym wiemy, że nie mamy szans go odbić! Co z tego, że potem trzeba iść po piłkę? Chodzi o przećwiczenie sytuacji jak najbardziej przypominającej to, z czym spotykamy się na korcie.

18. Ćwiczymy wycofywanie drobnymi kroczkami. Stajemy przed ścianą w okolicy odpowiadającej linii serwisowej. Uderzamy piłkę delikatnym smeczem, tak aby po odbiciu od podłoża i ściany wróciła do nas wygodnym do smeczowania lobem. Wykonujemy silny smecz w taki sposób, aby piłka odbiła się najpierw od podłoża, a potem od ściany. Gdy piłka leci nad nami lobem, zaczynamy drobnymi kroczkami szybko biec tyłem, cały czas będąc zwróconym ku piłce. Staramy się biec na tyle szybko, aby piłka spadła na ziemię przed nami (nie zawsze będzie to możliwe). Piłki po koźle nie odbijamy rakietą - łapiemy ją i zaczynamy ćwiczenie od nowa, od linii serwisowej. Uwaga! Ćwiczenie wymusza naprawdę szybki bieg tyłem. Jeśli nie mamy odpowiedniej koordynacji ruchowej, istnieje duże ryzyko potknięcia i przewrócenia, należy więc zachować ostrożność i dopasować szybkość ćwiczenia do własnych możliwości.
Pytania i odpowiedzi :
Spotkałem się ostatnio z wieloma przesądami na temat gry na ścianie. Chciałbym je tu zaprezentować i wyjaśnić, w jaki sposób wynikają one z braku umiejętności trenowania na ścianie, a nie z niedoskonałości ściany.

1. Na ścianie gram bardzo regularnie, na korcie błyskawicznie tracę kontrolę i psuję piłki. Gra na ścianie nic więc nie daje.

Bzdura. Wypowiadający tę tezę to najprawdopodobniej początkujący lub osoba rzadko korzystająca ze ściany. Przyczyna braku przełożenia na grę na korcie najprawdopodobniej leży w fakcie, że tenisista ćwiczył na stojąco, z minimalną pracą nóg. To pokłosie mitu, jakoby dobry trening na ścianie był równoznaczny z jak największą liczbą odbić piłki pod rząd. Nic bardziej błędnego! Gramy na ścianie tak, aby się ruszać - w przód, tył, na boki. Tylko wtedy trening ma sens, bo tylko wtedy symulujemy sytuacje spotykane na korcie. Jeśli na ścianie ćwiczymy statycznie, nie dziwmy się, że na korcie, w sytuacji, gdy trzeba grać w ciągle się zmieniających, dynamicznych pozycjach, często w biegu, tracimy całą regularność gry. Po prostu na ścianie nie ćwiczyliśmy tenisa, tylko pykanko.

2. Gra na ścianie nie pozwala wyrobić sobie czucia głębokości piłki.

W tym zarzucie tkwi odrobina prawdy, z przyczyn oczywistych. Dlatego gramy też na korcie. Istotny jest jednak fakt, że jeśli gracz na korcie ma w miarę wyćwiczone czucie głębi, to na ścianie go sobie może nie poprawi, ale na pewno nie zepsuje. Najważniejszym czynnikiem jest tu umiejętność wyzbycia się podczas gry na ścianie tendencji do odbicia piłki wyłącznie po pierwszym odbiciu od podłoża. Ponieważ piłka uderzając w ścianę traci znacznie więcej energii, niż przelatując nad siatką na korcie, spada bliżej i jest wolniejsza. To powoduje, że gracz nieumiejętnie korzystający ze ściany zaczyna podnosić piłkę, aby skompensować utratę jej energii w chwili zderzenia ze ścianą. Błąd, bardzo poważny! Tego nigdy nie należy robić! Lepiej jest odskoczyć o krok, pozwalając piłce skozłować drugi raz, i kontynuować wymianę. Można również kompensować utratę energii rotacją topspinową.

Podstawowa zasada podczas gry na ścianie to uważna obserwacja punktu odbicia piłki na ścianie: musi on być mniej więcej na takiej wysokości nad siatką, na jakiej byłaby piłka, gdybyśmy na korcie uderzyli ją w ten sam sposób. Innymi słowy, przy silnych, płaskich piłkach celujemy nisko, tuż nad siatką, a im więcej rotacji, tym możemy sobie pozwolić na wyższy punkt zderzenia piłki ze ścianą. Niemniej, podkreślę, wyznacznikiem powinna być analogia z sytuacją na korcie, a nie takie walnięcie w ścianę, żeby nam piłeczka wygodnie pod nóżki spadła. Możemy to robić, ale nie możemy wówczas twierdzić, że na ścianie ćwiczymy tenis.

3. Przez ścianę nauczyłem się grać wyłącznie ryzykowny tenis: silny, tuż nad siatką. No i często trafiam albo auty, albo siatkę. Beznadzieja!

Rzeczywiście, beznadzieja, ale w tym, jak były przeprowadzane ćwiczenia na ścianie. Odbijając na ścianie, nie celujemy milimetr nad linię taśmy! Jak wspominałem w punkcie 2, gramy tak, aby piłka w chwili odbicia od ściany była na wysokości odpowiadającej wysokości piłki uderzonej w ten sam sposób na korcie, w chwili, gdy ta przelatuje nad siatką. Celowanie tuż nad linią siatki na ścianie dodatkowo wyzwala w tenisiście tendencję do nadmiernie silnych uderzeń, bo piłki po odbiciu są niskie i szybko kozłują, więc nie dolatują po pierwszym koźle. Nie grajmy tak! Pamiętajmy: lepiej piłce pozwolić skozłować dwa lub nawet więcej razy, niż w nią walić ile sił.

Pewną metodą kompensacji efektu utraty energii przez piłkę w chwili uderzenia w ścianę może być gra piłkami ze zużytym filcem. Są one lżejsze i nie tak puszyste, możemy więc tak dopasować naszą odległość od ściany oraz siłę i rotację uderzeń, że poprawnie uderzając piłki będą jednak dolatywały w nasze okolice. Metoda ta nadaje się jednak głównie do ćwiczenia uderzeń płaskich, gdyż zużytym piłkom nie nadamy takiej rotacji, jaką byśmy nadali grając nowymi piłkami na korcie.

4. Odbicia podczas gry na ścianie są przewidywalne, a ich tempo stałe. Co to ma wspólnego z tenisem?

Nic. Tylko kto każe tak grać na ścianie? Tempo stałe? Zmieńmy je, stosując różne rotacje i siły uderzeń. Przewidywalne? Owszem, ale wystarczy skrócić dystans i zacząć grać kątowo, aby atut przewidywalności stracił na znaczeniu. Proszę spróbować wykonać na ścianie 10 uderzeń pod rząd, między każdym przebiegając równolegle do ściany po 5 metrów - i ocenić, czy uderzenia były "regularne". Z grubsza - tak. Ale ponieważ graliśmy w biegu, musieliśmy dynamicznie zawracać, ich przewidywalność zmalała. Trening z pykanka znów stał się symulacją gry na korcie.

5. Zamiast grać na ścianie lepiej znaleźć partnera i grać na korcie.

Bzdura. Oba rodzaje treningu - na korcie i na ścianie - są uzupełniające i powinny być traktowane jako nierozłączne elementy naszego tenisa. Na korcie nie przećwiczymy powoli każdego ruchu. Nie wykonamy 50 pojedynczych odbić po koźle z ręki. Nie wypróbujemy w powtarzalnych warunkach kilku wariantów uderzenia pod rząd. Ile razy pod rząd na korcie przećwiczymy skrót? Ile razy pod rząd zasmeczujemy z backhandu? Na korcie gonią nas czas, pieniądze, trener lub partner, któremu koniecznie chcemy wpakować rowerek. Co goni nas na ścianie?

6. Gdy ćwiczę smecz na ścianie, celuję w podłoże. Potem na korcie walę w siatkę. Do diabła z takim treningiem.

Owszem, trenując smecze na ścianie, z reguły ćwiczy się tak, aby piłka po smeczu uderzyła w podłoże. Celem jest to, by wróciła lobem, umożliwiając kolejnego smecza. Dość łatwo jednak zauważyć, że taka forma ćwiczenia nie jest obowiązkowa. Nie bądźmy bezmyślni przy ścianie. Chcemy ćwiczyć wysokość smecza, wprowadźmy piłkę tak, aby odbiła się od podłoża i wróciła lobem i zasmeczujmy poprawnie, nad linię siatki. Złapmy piłkę, powtórzmy. Jeśli jesteśmy zainteresowani tylko ćwiczeniem ruchu smeczowego i ustawianiem się do loba, grajmy całe sekwencje smeczując w podłoże.

Argument o złym smeczowaniu może pojawić się tylko u osoby niemającej doświadczenia w grze przy siatce i omijającej ściany wielkim łukiem. Smecze w tenisie gra się w wielu sytuacjach, tenisista powinien umieć sobie radzić w każdej. Podczas ataku do siatki możemy być lobowani przez przeciwnika na linii końcowej, ale nierzadko zdarza się, że przeciwnik jest głęboko w korcie, bo np. dobiega do naszego woleja przygotowawczego. Jeśli w tej sytuacji zagra loba, smeczowanie z krótkim kozłem jest jedną z bardzo dobrych taktyk prowadzących do wygrania punktu. W ogóle smecz ścięty - taki, w którym kozioł piłki jest jeszcze w karze, a piłka odbija się bardzo wysoko - należy do uderzeń najczęściej prowadzących do zdobycia punktu. Argument jest więc całkowicie nietrafiony i świadczy wyłącznie o niskich umiejętnościach tenisowych autora.

Co więcej, ściana pozwala uczyć się również smeczowania pod linię końcową. Jedna metoda, opisana wyżej, polega na smeczowaniu piłki nad linię siatki (co zwykle kończy się spacerkiem po piłkę, ale na korcie też przecież po piłki chodzimy). Druga metoda polega na stosowaniu bardzo lekkich i sprężystych piłek. Smeczowanie z odbiciem przed ścianą wymaga wówczas odsunięcia się od ściany na odległość linii końcowej lub nawet dalej. Ponieważ na korcie smeczujemy zazwyczaj z kara lub półkortu, smeczując na ścianie w opisany przed chwilą sposób ćwiczymy rzeczywisty ruch, który przydaje się na korcie.

Może się zdarzyć, że złe smecze na korcie są winą nawyków wizualizacyjnych - gracz utożsamia siatkę ze ścianą i podświadomie gra tak, aby piłka skozłowała przed nią. Jeśli pojawia się ten problem, jego rozwiązanie jest banalnie proste. Przygotowując się do smecza na korcie, wyobraź sobie, że ściana jest dalej - za linią końcową przeciwnika.

Poza tym nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien sugerować, że lepszą metodą ćwiczenia poprawnego smecza niż smeczowanie na ścianie o podłoże jest... niećwiczenie.

7. Na ścianie nie da się ćwiczyć serwisów.

Bo co? Bo piłeczka nie spadnie w narożnik kortu? A musi? Na ścianie ćwiczymy poprawność sekwencji serwisowej, timing ruchu i kontaktu z piłką, rotację. Nie ćwiczymy odległości. Serwis powinien odbić się nad linią w miejscu, w którym na korcie przeleciałaby nad siatką piłka uderzona w identyczny sposób. I to wszystkie wymagania, jakie należy mieć wobec trenowania serwisu na ścianie. Trzeba mieć świadomość ograniczeń metody treningowej, w końcu ściana w paru szczegółach technicznych różni się od żywego tenisisty po drugiej stronie kortu.

8. Na ścianie ręka się szybko męczy.

Może warto przerwać sekwencję nie po dwusetnym uderzeniu, a po dziesiątym? Na ścianie ćwiczymy sytuacje z kortu, nie wyimaginowane maratony tenisowe. Poza tym jednym z elementów gry na ścianie są przerwy, symulujące przerwy typowe dla gry na korcie. Nie zapominajmy o przerwach, ręka nie będzie się meczyć.

9. Gram silnymi topspinami i piłka leci mi w górę jak szalona.

Po to mamy nogi, aby biegać nimi nie tylko wzdłuż linii końcowej, ale również do i od siatki (ściany). Biegaj. Celuj niżej. Topspinuj trochę słabiej lub mieszaj topspiny silne ze słabymi. Zawsze pozostaje także możliwość dobrania piłki o odpowiedniej sprężystości.

10. Na ścianie nie widać, co by się działo z piłką za siatką.

Nie musi być widać. Wystarczy patrzeć na wysokość piłki nad linią siatki i znać ogólne proporcje między siłą a rotacją - coś, co nabywamy już podczas pierwszych wizyt na korcie. Jeśli na ścianie gramy tak, jak na korcie, a piłka odbija się parę-paręnaście centymetrów nad linią siatki, możemy spokojnie przyjąć, że skozłowałaby tam, gdzie powinna.

11. Podczas gry na ścianie nie ma czasu na prawidłowe, pełne odprowadzenie rakiety i zamknięcie ruchu.

Owszem, tak często jest, ale nie jest to problem, z którym nie można sobie poradzić. Wystarczy zrezygnować z maniery odbijania 200 uderzeń pod rząd na rzecz taktyki "5 odbić, ale optymalnych technicznie i taktycznie" - a potem pasujemy, bo jesteśmy zbyt zmęczeni. Można też stanąć dalej i odbijać po drugim koźle. Można dobrać piłkę odbijającą się mocniej lub słabiej - tak, aby zapewnić sobie możliwość optymalnego wykonania uderzenia. Można ćwiczyć sekwencje dwuodbiciowe - wprowadzenie piłki i wykonanie jednego, za to w pełni poprawnego technicznie uderzenia. Jak widać, jest w czym wybierać.

Trzeba także pamiętać, że im lepszy gracz, tym zazwyczaj więcej energii uderzenia jest przekazywanych w rotację. Piłki lecą więc wolniej, a w kontakcie ze ścianą podbijają się w górę. Dobierając piłki o odpowiedniej sprężystości, można precyzyjnie "skalibrować ścianę" w taki sposób, aby mieć czas na pełne ruchy - przynajmniej w kilku pierwszych uderzeniach każdej sekwencji.

12. Ściana pozwala na wyrobienie powtarzalności prawidłowych ruchów.

Szokujące, ale zdanie to jest tylko w niewielkiej części prawdziwe. Wiele elementów gry na ścianie wymusza wprowadzanie prowizoryczych modyfikacji do ruchu. Często skracamy wymachy, a nawet odbijamy piłki za sobą, nie z przodu. Ponownie, to jednak zaleta ściany - uczy, jak ratować się w różnych sytuacjach.

Po przeciwnej stronie mamy typowego użytkownika ściany, który przychodzi na nią i niemal stojąc wykonuje kilkaset tych samych uderzeń pod rząd. Jestem zdania, że tu wcale nie utrwala prawidłowych reakcji, bo na korcie każde uderzenie jest inne, do każdego trzeba się trochę inaczej ustawić. Zatem ślepe i monotonne powtarzanie setek odbić także ma niewiele wspólnego z "powtarzalnością prawidłowych ruchów" - bo prawidłowe są nie piłki nagrane tak, abyśmy nie musieli się w ogóle ruszać, tylko takie piłki, które odwzorowują sytuacje z kortu.

13. Ściana nie nadaje się do treningu, co najwyżej do ćwiczenia refleksu.

Zadajmy sobie pytanie, czym jest refleks. Reakcją mózgu? Samym mózgiem piłki odbić się nie da. Refleks na ścianie to umiejętność błyskawicznej, optymalnej reakcji mięśni całego ciała. To szybkość i pewność ruchu. Taki refleks jest jak najbardziej pożądanym elementem w tenisie. Jeśli jednak zawężymy refleks wyłącznie do aspektów związanych z postrzeganiem (a więc do typowego znaczenia tego słowa), ściana, niestety, wiele nie pomaga. Przyczyna jest prosta: gracz, który obył się już trochę ze ścianą, już w fazie wyprowadzania uderzenia wie, dokąd ma się udać by odbić kolejną piłkę. Odbicia na ścianie są przewidywalne. To rzeczywiście wada ściany - brak konieczności antycypacji działań przeciwnika. Ale chyba nie o to chodziło w pytaniu, prawda?

14. Na ścianie mogą grać tylko doświadczeni zawodnicy.

Bzdura. Ściana jest bardzo dobrą pomocą dla doświadczonych graczy, ale jest także nieocenionym narzędziem dla początkującego. Naturalnie nie dla każdego - jeśli ktoś przychodzi na ścianę tylko po to, aby stojąc w jednym miejscu pyknąć jak najsilniej jak najwięcej razy pod rząd w piłkę, ściana mu z pewnością zaszkodzi.

Ściana jest narzędziem dla ludzi myślących, a jej ogromną zaletą jest fakt, że w przeciwieństwie do lekcji z trenerem, które zazwyczaj uczą ślepego posłuszeństwa i służą utrwalaniu wiedzy, ściana pozwala graczowi uczyć się krytycznej oceny własnych działań i zwiększa rozumienie techniki tenisowej. Mówiąc brutalnie: trenerzy produkują maszyny do odbijania piłek, ściany produkują tenisistów myślących.

15. Gra na ścianie jest zbyt męcząca.

Prawdą jest, że gra na ścianie jest męcząca, zwłaszcza gdy gramy piłki agresywne, pod kątami, mieszamy uderzenia i biegamy z jednego krańca placu w drugi. To jednak nie wada, a zaleta - uczymy się efektywnie grać w stresie. Ponownie, wszystko należy robić z głową. Jeśli ktoś na ścianę przychodzi z nastawieniem "robię serie po 200 forehandów", zysk będzie z założenia niewielki, bo aby się nie zmęczyć, gracz będzie sobie nagrywał piłki i uderzał je nie z maksymalną, a z optymalną siłą. W tenisa nie gramy jednak wymian po 400 uderzeń, w tenisie amatorskim jest ich zwykle 5-10 i taki tenis trzeba ćwiczyć na ścianie. Co więcej, należy starać się odwzorować wszystkie aspekty sytuacji kortowych. Gdy zatem przegonimy się ostro z lewa na prawo po całym placu i ledwie łapiemy oddech, nie wznawiamy odbijania natychmiast po dorwaniu się do piłki! Podobnie jak na korcie, odpoczywamy kilkanaście sekund, a co 10-15 minut fundujemy sobie minutowe lub dwuminutowe przerwy. Na ścianie należy ćwiczyć tenis z kortu, a nie jakiś wyimaginowany "tenis ścienny".

16. Na ściance można grać gdy ma się utrwalony schemat ruchowy.

Można. Można także nie mieć tego schematu ruchowego i też wejść na ścianę - po to, aby go wypracować. Z głową.

17. Częstotliwość uderzeń na ścianie jest za duża.

Jest większa niż w typowej grze z głębi kortu. Czy jednak to wada, czy zaleta? Jeśli ktoś przychodzi na ścianę z nastawieniem "robię 150 forehandów pod rząd", to tak, jest za duża. Co jednak ćwiczy pan uderzający 150 forehandów pod rząd? Rzeczywisty tenis? Z pewnością nie, bo jest rzeczą pewną, że nigdy w dziejach tenisa nie było jeszcze wymiany na korcie, w której jeden z zawodników wykonałby pod rząd 150 forehandów.

Powyższy argument jest typowym argumentem człowieka, który uważa, że ściana służy do wyrabiania powtarzalności. To błąd tej samej klasy co stwierdzenie, że komputer służy do grania. Owszem, służy, ale to tylko niezbyt duży procent zastosowań komputerów - ten najłatwiejszy do zaobserwowania.

Gdy gramy na ścianie, możemy w różny sposób modyfikować czas odbicia piłki. Możemy nadawać większe lub mniejsze rotacje, podnosić lub opuszczać piłkę, grać ją po pierwszym lub drugim koźle. W każdej sytuacji należy jednak dążyć do perfekcyjnego wykonania nie 150 uderzeń, a pięciu, góra dziesięciu, za to z pełną dynamiką, w optymalny sposób, bez nagrywania sobie piłki. W ten sposób m.in. ćwiczy się sytuację znaną z kortów - co prawda dziś już nieco zapomnianą z powodu nadmiarowej liczby graczy, którym tenis kojarzy się tylko z przebijactwem zza końcowej - gdy jeden z zawodników jest pod siatką.

Poza tym całą ideą tenisa jest doprowadzenie do sytuacji, w której przeciwnik znajduje się w niedoborze czasowym. Ściana oswaja z tym problemem, uczy, jak sobie radzić w sytuacjach ekstremalnych. W rezultacie gdy przebijacz unikający ściany dostanie płaski strzał tuż pod końcową, odgrywa wystawkę, gdy taki strzał trafia pod nogi kogoś spędzającego na ścianie całe lata, w odpowiedzi leci potwornie agresywny, kontrolowany półwolej. Ściana jest więc jednym z najważniejszych instrumentów tenisowych, które pozwalają uczyć się zaradności w sytuacji niedoboru czasowego. Pod jednym warunkiem: nie przychodzimy na nią i nie walimy w jeden punkt 150 forehandów pod rząd - nie ma w tym żadnego sensu.

18. Ściana nadaje się tylko dla dzieci lub do krótkiej rozgrzewki.

Bzdura wynikająca z niewiedzy. Gdy człowiek siada przed komputerem po raz pierwszy, ma problemy ze wszystkim, włącznie z prowadzeniem kursora i wykonaniem dwukliku. Nawet gdy spędza przed nim całe lata, nie ma żadnej gwarancji, że będzie odróżniał multitasking z wywłaszczeniem od tego bez lub dziedziczenie prywatne od publicznego. Ściana, mimo swej prostoty (a może właśnie dlatego) jest narzędziem służącym do skomplikowanych i różnorodnych zadań. Ściany, tak jak obsługi systemu operacyjnego czy programowania w językach obiektowych, trzeba się nauczyć. Gdy pierwszy raz przychodzimy na kort, także nie trafiamy w niego każdą piłką, nie gramy wszystkich kątów. Nie przedstawiajmy więc własnego barku doświadczenia w obsłudze ściany jako wady ściany. To nasza wada, nie jej.

19. Tylko trener może pozwolić wejść na ścianę.

Tenis to sport drogi w nauce, m.in. z uwagi na koszty wynagrodzenia trenerskiego. Koszty nauki tenisa można w znaczący sposób zredukować właśnie poprzez korzystanie ze ściany. Proces nauki trwa wolniej, ale jest bardziej wartościowy, bo jest efektem ciągłego uczenia się na własnych błędach, ciągłej analizy, a nie prymitywnej wiary we wszechogarniającą mądrość trenera.

Trener nie powinien mieć nic do gadania w sprawie tego, czy można ze ściany korzystać, czy nie. Jeśli jednak w efekcie korzystania ze ściany pojawią się pewne niekorzystne nawyki (bo mogą), mądry trener powinien udzielić rad, jak je wyeliminować (z gry na korcie i podczas zabawy przy ścianie), a nie zabraniać wchodzenia na ścianę.

Trener zabraniający wchodzenia na ścianę to po prostu idiota, który nie ma pojęcia o zawodzie i najprawdopodobniej sam nigdy na ścianie nie grał.

20. Ściana jest zła. Jestem trenerem z wieloletnim doświadczeniem i wiem, co mówię.

Powoływanie się na autorytet zawsze świadczy o braku siły w argumentach. Poza tym jakie są umiejętności i wiedza polskich trenerów dość łatwo się przekonać śledząc sukcesy naszych zawodników w ATP w ciągu ostatnich 30 lat, więc nie bardzo bym się przejmował takim "argumentem".
tekst oryginalny znajduje się na stronie http://forum.slajs.pl/showthread.php?t=86

8 komentarzy:

  1. ŚWIETNY INSTRUKTARZ NETODYCZNY pROSZE O KONTAKT CELEM NAWIĄZANI WSPÓŁPRACY W POPULARYZACJI METODYKI JAK RÓWNIEŻ ROZWOJU BUDOWY INFRASTRUKTURY.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem cały tekst z wielką uwagą.Dziękuje za podpowiedzi.Sposób przekazu (czasem ostry)pozwala zrozumieć co jest istotą treningu na sciance.Dziękuje

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Gram tenisa juz27 lat i uczylem sie grac Sam na scianie Bo nie bylo mnie stac na trenera .Naturalni obserwowalem gre tenisistow na zywo a potem udawalem sie na scianianke .Ten artykol jest super Mam 65 lat i Gram dalej tenisa i w dalszym ciagu trenuje na sciani.Pozdrawiam Richi.👍

    OdpowiedzUsuń
  4. A co powiedzielibyście na grę w squasha? Ja od jakiegoś czasu zastanawiam się nad tym aby zapisać się na niego do szczecińskiego klubu mabozoneclub . Podobno na prawdę fajnie się u nich gra. Może ktoś z was już u nich był?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, squash, koniecznie! Również uwielbiam. Zawsze mam problem z akcesoriami, szczególnie z piłkami do squasha, jest tylko kilka ciekawych sklepów...

      Usuń
  5. Polecam Wam sprawdzić strone https://dotenisa.pl/rakiety-do-tenisa-c-10.html , na której znajdziecie ofertę sklepu internetowego z najrózniejszem sprzętem sportowym i akcesoriami do gry w tenisa stołowego. Jakie Wy macie zdanie na temat oferty tego sklepu?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeżeli mowa o tenisie to na pewno warto wspomnieć o SST, która przeprowadza rewelacyjne treningi z zakresu tenisa ziemnego. Sam korzystam od pewnego czasu i jestem mega zadowolony :)

    OdpowiedzUsuń